fake
Kolejny facebookowy szczyt skurwysyństwa osiągnięty
Facebookowe fejki właśnie wzniosły się na kolejną “wyżynę ambicji”. Bez przerwy w grupach reklamują “konkurs z PlayStation do wygrania” (oczywiście jest to w dalszym ciągu naciąganie na płatne SMS’y Premium), ale teraz linkowi do “konkursu” towarzyszy długi “list małego biednego chłopczyka”, w którym opisana jest “historia życia i wszystkich chorób” jakie ten chłopczyk miał rzekomo przejść. Synek oczywiście “pochodzi z biednej rodziny”, “marzy” o PlayStation i dlatego “wysłał list przez koleżankę”, która “zgodziła się” “przesłać go dalej” w grupach na Facebooku.
Dalej standardowo – ludzie wysyłają te SMS’y a potem płacą kilkadziesiąt złotych miesięcznie za jakieś niepotrzebne duperele wysyłane przez operatora, który trzepie kasę na debilach i ludzkiej naiwności, tym razem podlanej dodatkowo grą na emocjach.
Szczyt skurwysyństwa Osiągnięty… kolejny raz.
Historia z morałem. Kilka słów o tym, czym się może skończyć przywłaszczenie sobie cudzego wizerunku
Historia, która pokazuje, że nie warto przywłaszczać sobie cudzego wizerunku.
Zarządzam na Facebooku kilkoma grupami z gatunku “weźcie mnie wszyscy dodajcie do znajomych, żeby mogło urosnąć moje ego <orgazm><orgazm><orgazm>”. Codziennie muszę blokować po kilkanaście-kilkadziesiąt fałszywych kont. Zwykle fejka udaje się wykryć przy pomocy małego śledztwa z użyciem Google Images, czasami jednak fejkowatość wychodzi dopiero po jakimś czasie.
Czasami udaje mi się znaleźć kontakt do widniejącej na zdjęciu osoby, której fejk raczył radośnie i z premedytacją “ukraść twarz”. W takich przypadkach ZAWSZE wysyłam stosowną wiadomość do właściciela zdjęcia, wraz z linkiem do fałszywego profilu.
I tym oto sposobem narobiłem jednemu fejkowi niemało kłopotu! 😀
Pewnie niektórzy z odwiedzających takie grupy kojarzą bytującą tam jeszcze do niedawna “Bożenę Jot”, która trochę się udzielała jak normalny użytkownik, jednak większość czasu spamowała na potęgę linkami do bloga, na którym zawartość wszystkich wpisów stanowiły reflinki do strony CHOIES (reflinki to takie linki, za kliknięcie w które użytkownik otrzymuje jakieś profity – kasę, zniżki na zakup czegośtam, itd.).
Ponieważ od “Bożenki” od jakiegoś czasu codziennie dostawałem po kilkadziesiąt powiadomień, postanowiłem sprawdzić, czy rzeczywiście jest ona tą osobą, za którą się podaje. Oczywiście, okazało się, że nie.
Ale to nie koniec. Nawiązawszy kontakt z właścicielką zdjęcia dowiedziałem się, że fejk będzie miał za przeproszeniem co najmniej zajebiście przejebane – bowiem dziewczyna, do której należy fotka, podpisała umowę z pewną firmą kosmetyczną, której produkty reklamuje i której użyczyła swojego wizerunku. Sprawą zajmą się więc prawnicy tej firmy.
Przy okazji wyszło na jaw, że założyciel fałszywego konta “Bożenki” założył na kilku innych serwisach konto… z takimi samymi danymi, takim samym emailem i taką samą fotką.
Oczywiście, ponieważ okradziona z wizerunku dziewczyna poprosiła mnie o pomoc, pozbierałem “dowody zbrodni” zostawione przez “Bożenkę” i wysłałem w emailu, wraz z linami do wszelkich znalezionych przeze mnie śladów działalności tej osoby.
Teraz fejk prawdopodobnie stanie przed sądem, a że – jak już wspomniałem – będzie miał/miała/miało zajebiście przejebane, musi przygotować skromną sumkę na zapłacenie odszkodowania… 🙂 Oczywiście, kibicuję z całych sił właścicielce zdjęć i życzę jej wygranej w procesie. Założycielowi fałszywych kont życzę z kolei jak najgorzej – może jak decyzją sądu uszczupli swój majątek, zacznie się zastanawiać nad tym, co robi, zanim to zrobi…
Tak, zdecydowanie przywłaszczanie sobie cudzego wizerunku nie popłaca.
“Masz zamknięty umysł, niegodziwcze!” – czyli słów kilka o internetowych ekspertach od niczego
Zjawiskami paranormalnymi interesuję się już od dzieciństwa. Zaczęło się w czasach, gdy o Internecie najstarsi górale nie słyszeli – sięgałem wówczas po książki Lucjana Znicza, Arnolda Mostowicza, czasem też po prasę ezoteryczno-paranormalną. Była to fascynująca lektura – autorzy podchodzili do poruszanych przez siebie tematów z możliwie największym profesjonalizmem. Dążyli do wyjaśnienia opisywanych spraw, unikając przy tym podsuwania czytelnikom teorii wziętych “z powietrza” i usilnego wmawiania ludziom, że to, w co do tej pory wierzyli, to bzdura.
Wiele lat później powstał Internet – medium umożliwiające dotarcie do czytelnika w niewiarygodnie szybki sposób i stwarzające niepowtarzalną możliwość wymiany poglądów na grupach dyskusyjnych, a później – tysiącach for internetowych.
Internet jednak “przytaszczył” ze sobą pewien problem. Jest nim mianowicie trudność w zweryfikowaniu większości podawanych za jego pomocą informacji oraz łatwość w kreowaniu fikcyjnej osobowości i udawania kogoś, kim się tak naprawdę nie jest. Niezwykle trudno jest na przykład stwierdzić z pewnością, czy obserwacja UFO na drugim końcu świata naprawdę miała miejsce, czy może ktoś przypadkiem robi nas w bambuko, oraz czy osoba podająca się za znawcę i eksperta w danej sprawie naprawdę nim jest.
Dość znany przykład “udawanej osobowości naukowej” mieliśmy na anglojęzycznej Wikipedii, gdzie kilka lat temu jeden z najbardziej zaangażowanych użytkowników przyznał się, że tak naprawdę nie jest “doktorem na uczelni XXX” i że tylko “przykleił” sobie DR przed nazwiskiem.
Żeby jednak zdobyć w Internecie poważanie, wcale nie trzeba sobie doklejać do nazwiska tytułu naukowego…
Przeglądając zasoby Internetu, współtworząc jego małą cząstkę (administracja Paranormalium i moderacja na forum paranormalne.pl) i poznając możliwości, jakie ze sobą niesie to niepospolicie szybkie medium wymiany informacji i poglądów, zauważyłem zjawisko co najmniej niepokojące. Jest nim mianowicie łatwość, z jaką można zdobyć w nim uznanie i “renomę”. Wystarczy przecież zarejestrować się na takim czy innym forum internetowym o tematyce, w której wydaje ci się (tak, WYDAJE), że jesteś obeznany, i że owo obeznanie (pozostające często tylko obeznaniem w cudzysłowie) pozwala ci brać udział w dyskusjach i zakładać kolejne tematy. Teraz wystarczy, że ktoś się z tobą zgodzi – najlepiej kilka osób. Po jakimś okresie udzielania się na forum (często udzielaniu się towarzyszy zbieranie “punktów reputacji” czy jakiejś innej wirtualnej nagrody za aktywność, przyznawanej przez użytkowników) zaczynasz uchodzić za eksperta.
A, jeszcze taki szczegół – profil na YouTube mile widziany, obowiązkowy wręcz! Wszak swoje tezy trzeba czymś poprzeć – najlepiej filmikiem zawierającym jakąś animację, grafikę, nagranie wideo, etc. Tak, żeby przyciągnąć uwagę dyskutujących w możliwie największym stopniu.
Na tym etapie pisania coraz bardziej wydaje mi się, że ten tekst zamieni się za chwilę w kolejny artykuł o dezinformacji – ale przecież często w taki właśnie sposób działają dezinformatorzy, zwykle nie zdający sobie sprawy ze szkodliwości swojej działalności i mający mylne przeświadczenie o własnej nieomylności.
Teraz szybkie spojrzenie na najpopularniejsze polskie fora o tematyce około- i paranormalnej. Jednymi z najczęściej poruszanych tematów są te o Nowym Porządku Świata, ataku na World Trade Center oraz te o supertajnej amerykańskiej broni HAARP. Wszędzie trafisz na tematy o tym, że rząd USA czy tajny Klub Bildeberg próbują przejąć władzę nad światem, że w WTC podłożono bomby, a Usama Ibn Ladin jest niewinny, a ostatnio – że przyczyną tragicznych w skutkach trzęsień ziemi w Chile i na Haiti jest supertajna amerykańska broń HAARP, która jest tajna (a może i nie), swoim działaniem łamie prawa fizyki, a wszyscy, którzy o niej wiedzą (oh, pardon! WIEDZIELI), już dawno wąchają kwiatki od spodu.
Jednym z dłużej utrzymujących się przy życiu gorących tematów była sprawa komety Schwassmann-Wachmann 3, która w 2006 roku podzieliła się na fragmenty, a jeden z nich – kawał kosmicznego śmiecia wielkości ciężarówki – miał uderzyć w Ziemię. Temat podchwycił Eric Julien, były francuski kontroler wojskowy. Gość ów założył stronę internetową zatytułowaną “Jak przeżyć 26 maja 2006 roku”, na której publikował kolejne, coraz to dłuższe artykuły i przedstawiał obszerne analizy mające potwierdzać “nieuchronną katastrofę, która może zrujnować życie na Ziemi”. Pomogło mu w tym wiele osób, które uwierzyły w prezentowane przez niego rewelacje i nawet tłumaczyły na inne języki treści umieszczane przez Juliena (również na język polski). Rozpętała się, można by rzec, ogólnointernetowa wrzawa, która na chwilę przyćmiła nawet rewelacje o roku 2012 prezentowane przez Patricka Geryla!
Minął 26 maja 2006 roku. Dzień jak co dzień, nic specjalnego. Mijały kolejne dni. I nic, jedno wielkie nic. Forum na stronie Erica Juliena powoli traciło użytkowników. I nagle – ejże, co się dzieje? Forum zostało shackowane! Parę godzin później okazało się, że jakiś cieć malinowy usunął z niego wszystkie posty. Ktoś próbuje ukryć prawdę i nie dopuścić do tego, by ludzkość dowiedziała się o nadchodzącej zagładzie! Tylko kto by tego chciał? Czyżby rząd USA, a może tajny klub Bilderberg? Takie i podobne podejrzenia sprawiły, że sprawa komety Schwassmann-Wachmann 3 (która już dawno ominęła Ziemię, nie czyniąc jej większej szkody) znów odżyła – na szczęście, tylko na chwilę, by w końcu ucichnąć.
Podobnie ma się sprawa z filmami udostępnianymi w serwisach typu YouTube – masa tekstu, zbliżenia, zwolnienia, strzałeczki, kropeczki, animacje, fachowe pojęcia, itd. Często zdarza się, że autor filmiku czy jakiegośtam innego materiału przytacza w nim wszystkie ewentualne wątpliwości, jakie przyjdą mu do głowy, po czym każdą z nich usiłuje rozwiać. Wszystko po to, by przekonać oglądającego i uczestniczącego w dyskusji do stawianych przez autora stwierdzeń. Użytkownicy często jarają się tym, co widzą i czytają, i nabierają przekonania, że ktoś przekazuje im pilnie strzeżoną tajemnicę.
Masz zamknięty umysł, niegodziwcze!
Co jest szczególnie denerwujące to to, że tacy “poszukiwacze prawdy” często operują dużą ilością pojęć naukowych, których – jak się później okazuje – sami nie rozumieją. Zupełnie jak w pewnym śląskim dowcipie, w którym sztygar przychodzi do górników i prawi im homilię pod tytułem: “Suchejcie górniki, te kiere mie rozumiom to som ludzie inteligentne, a te co mie nie rozumiom to mie mogom w dupa pocałować i vice versa!”. Często osoba naprawdę obznajomiona z poruszaną tematyką, ujrzawszy dzieło “poszukiwacza prawdy”, puka się w czoło, stwierdzając ze zgrozą, że delikwent nie posiada nawet elementarnej wiedzy na temat tego, o czym pisze.
Tacy ludzie, o ile udzielają się na forach od dłuższego czasu i zgadza się z nimi całkiem spora grupa użytkowników, po pewnym czasie zaczynają uchodzić za ekspertów. Z czasem zakładane przez nich tematy zaczynają być coraz dłuższe i zawierać wykresy, analizy, wyjaśnienia, dlaczego tak a nie inaczej, pojawia się w nich również bardzo dużo naukowego i pseudonaukowego slangu i określeń typu “nauka sprzed kilku lat jest przestarzała” bądź “najnowsze odkrycia są ukrywane”. Wszystko po to, żeby tekst był długi i brzmiał mądrze, gdyż wówczas szansa na przekonanie do swoich racji zwykłego chlebojada niepomiernie wzrasta.
Pojawia się odpowiedź. Zawiera jakieś wątpliwości. Alarm, alarm, potrzebna interwencja! Autor tematu więc odpisuje i wszelkie wątpliwości usiłuje rozwiać. Pojawiają się kolejne odpowiedzi, dyskusja się rozwija. Ktoś przytaknie, ktoś coś potwierdzi “na podstawie własnych doświadczeń”, ktoś stwierdzi, że “jest ok., ale…”. Generalnie do tego momentu większość dyskutujących zgadza się z autorem tematu.
Nagle jednak pojawia się element wielce niepożądany – osoba, która ośmiela się wyrazić zdanie zgoła odmienne od tego wyznawanego przez “eksperta” i “poszukiwaczy prawdy”. Przedstawia swoje wątpliwości, wytyka “ekspertowi” błędy, pomyłki, prostuje jakieś informacje. Często ów “element” ma rację w danej sprawie lub przynajmniej jest bardziej od “eksperta” obeznany w poruszanym temacie.
W odpowiedzi na “wybryk” “elementu” “ekspert” i “poszukiwacze prawdy” przypuszczają atak. W ruch lecą ostre słowa, a niejednokrotnie wręcz inwektywy i wulgaryzmy, a “element” dowiaduje się, że ma zamknięty umysł, jest głupi, nic nie wie i wierzy w “oficjalną (czytaj: kłamliwą jak szlag) wersję wydarzeń”. No, może jeszcze tego, że ma nadmuchane ego i ze swoim poziomem wiedzy (która w opinii “eksperta” jest “brakiem elementarnej wiedzy”) powinien spadać na drzewo i banany prostować.
Ogólnie rzecz ujmując, jeśli jesteś takim właśnie “elementem”, który naprawdę coś wie i chce wnieść do dyskusji coś nowego, to jeśli trafisz na forum opanowane przez jednego lub kilku “ekspertów”… to zginiesz marnie, przytłoczony masą pseudoargumentów i obrzucony stekiem “mądrych” bzdur…
Sytuacja wygląda podobnie w przypadku wielu blogów i stron internetowych. Tu również właściciel może dowoli publikować stworzone przez siebie treści i wyrosnąć na “eksperta w dziedzinie”, tworząc przy tym wrażenie, że przekazuje czytelnikom pilnie strzeżony sekret, za ujawnienie którego grożą poważne konsekwencje. Właściciel bloga ma w ręku również przepotężne narzędzie – panel do moderowania komentarzy. Jeśli któryś komentarz się nie spodoba, można go usunąć lub zedytować. Można go też zatwierdzić – najwyżej autor bloga bądź też jego czytelnicy zjadą autora takiego komentarza jak psa.
Sztuka filtrowania bzdur
Pisząc ten artykuł, bynajmniej nie mam zamiaru dyskredytować tych, którzy udzielając się na forach dyskusyjnych i stronach internetowych przekazują naprawdę wartościową wiedzę, popartą solidnymi argumentami, i są naprawdę obznajomieni z poruszaną tematyką. Takich osób – dzięki Bogu! – jest naprawdę sporo i chwała im za to, co robią.
Niestety, ich praca spotyka się z zainteresowaniem dużo rzadziej, niż “dokonania” “ekspertów” piszących o teoriach spiskowych i “ukrywaniu prawdy”. Zwykle dyskutant naprawdę mający pojęcie na dany temat jest w dyskusji pomijany, gdyż prezentowane przez niego poglądy i treści mijają się z tym, w co wierzy większość użytkowników. For, na których ta sytuacja jest zgoła odmienna, jest niestety niewiele – najczęściej są to fora, które spokojnie można nazwać elitarnymi z uwagi na mniejszą popularność i małą ilość piszących na nim użytkowników. Fora dużo popularniejsze oblegane są zwykle przez “neokidziarnię”, która “prawdę” prezentowaną przez “ekspertów” przyjmuje za dobrą monetę, a wszystko, co stoi w sprzeczności z ową “prawdą” (nawet jeśli są to dobrze ugruntowane fakty), stanowczo odrzuca.
Przeglądając strony i fora dyskusyjne, szczególnie te najpopularniejsze, musimy umieć oddzielić prawdę od “prawdy”. Nie wolno nam przyjmować wszystkiego za pewnik. Filtrowanie oczywistych bzdur to w Internecie sztuka niełatwa, gdyż często dajemy się zwieść osobom wymądrzającym się na jakiś temat, o którym tak naprawdę nie mają zielonego pojęcia. Warto, w miarę możliwości, zajrzeć do fachowej literatury i w ten sposób sprawdzić, czy autorzy czytanych przez nas treści w ogóle wiedzą, o czym piszą – najczęściej tylko w ten sposób uda nam się oddzielić prawdę od “prawdy” i wyłowić z internetowego morza informacji rzeczy naprawdę ciekawe, dobrze ugruntowane i warte uwagi.
“UFO nad Polską” – czyli jak łatwo, szybko i przyjemnie zrobić z siebie pośmiewisko
Parę dni temu na Paranormalium jeden z użytkowników podał linka do filmiku mającego rzekomo przedstawiać UFO przelatujące gdzieśtam nad Polską (http://www.youtube.com/watch?v=_e7dLhZK3iQ, cały temat o filmie jest tutaj). Filmik, oczywiście, sygnowany “Fundacja Nautilus” i opisany jako prawdopodobnie “jedno z najlepszych ujęć UFO na świecie”. Postanowiłem się przyjrzeć bliżej temu “debeściakowi”…
Zrobiłem małe dochodzenie. Wziąłem jeden kadr z filmiku, na którym obiekt widać najwyraźniej:
Przyjrzałem się bliżej i pierwsze, co mi się nasunęło na myśl, to gitara. Poszukałem więc w Googlu jakichś obrazków przedstawiających baloniki w kształcie gitary, i znalazłem:
Weźmy zwiążmy ze sobą kilka takich gitarek…
Naturalnie, wszystkie wypełnimy helem – coby latanie nad naszą polską ziemią lekkim im było. Oto jak nasze gitarki będą wyglądały chwilę po wypuszczeniu “na pole”:
Let them fly! Po chwili, po wypuszczeniu gitarek w powietrze, będą wyglądały tak:
I oto mamy “prawdopodobnie jedno z najlepszych ujęć UFO”! Wystarczy jeszcze sfilmować całokształt dupiatą kamerką i potrząść przy tym ręką, coby zwykły chlebojad, oglądając nasze arcydzieło, nie zorientował się, co to jest.
Nautilus już chyba nie wie, jak się ośmieszyć (i przy okazji – o zgrozo! – wystawić na posmiewisko wszystkich polskich ufologów). Zwykłe poszukiwanie bardzo taniej sensacji.
Niechże mi jeszcze kiedyś ktoś powie, że Nautilus jest rzetelną i poważną grupą badawczą dążącą do wyjaśnienia zjawisk paranormalnych – a przyrzekam, śmiechem zastrzelę!
Archiwum
- Styczeń 2021
- Grudzień 2020
- Listopad 2020
- Październik 2020
- Wrzesień 2020
- Sierpień 2020
- Lipiec 2020
- Czerwiec 2020
- Marzec 2020
- Styczeń 2020
- Grudzień 2019
- Listopad 2019
- Październik 2019
- Wrzesień 2019
- Sierpień 2019
- Czerwiec 2019
- Maj 2019
- Kwiecień 2019
- Luty 2019
- Grudzień 2018
- Październik 2018
- Wrzesień 2018
- Kwiecień 2018
- Maj 2017
- Kwiecień 2017
- Marzec 2017
- Luty 2017
- Grudzień 2016
- Kwiecień 2016
- Marzec 2016
- Październik 2015
- Wrzesień 2015
- Lipiec 2015
- Czerwiec 2015
- Maj 2015
- Kwiecień 2015
- Marzec 2015
- Luty 2015
- Styczeń 2015
- Grudzień 2014
- Listopad 2014
- Październik 2014
- Wrzesień 2014
- Lipiec 2014
- Czerwiec 2014
- Sierpień 2012
- Luty 2012
- Styczeń 2012
- Grudzień 2011
- Listopad 2011
- Sierpień 2011
- Maj 2011
- Kwiecień 2011
- Luty 2011
- Grudzień 2010
- Październik 2010
- Lipiec 2010
- Czerwiec 2010
- Kwiecień 2010
- Marzec 2010
- Luty 2010
- Styczeń 2010