Archive for Styczeń, 2015
Złodzieje z Orange tak łatwo ze mną nie wygrają! Gruba skarga jest już w drodze do Urzędu Komunikacji Elektronicznej
Wczoraj wysłałem pocztą w świat jakieś pół kilo makulatury. Nie są to jednak konkursowe książki-nagrody z Radia Paranormalium, a skarga na Orange adresowana do UKE.
Niestety, pomarańczowe kaktusy rąbane nie pozostawiły mi wyboru – odrzucili kolejną reklamację niesłusznie naliczonej kwoty na rachunku, pierdoląc dalej farmazony, że transfer 106 gigabajtów na kwotę ponad 900 złotych został zużyty przez małego skromnego smartfonika Sony Xperia E. Najwidoczniej mają w dupie pewien “nieistotny” szczegół – to urządzenie nie ma możliwości technicznych, aby w ciągu raptem jednego dnia przetworzyć taką ilość danych!
W ostatniej reklamacji opisałem dokładnie, dlaczego uważam naliczenie takiego haraczu za bezpodstawne, jak również podałem pełną specyfikację techniczną moich urządzeń do łączenia się z netem (wspomniana Xperia oraz router Orange Airbox – który w momencie zablokowania mi konta miał na liczniku mniej niż 70 gigabajtów, poza tym cały czas był połączony z siecią 4G więc operator nie powinien nic liczyć).
Oczywiście Orange reklamację odrzuciło, zasłaniając się “smartfonem magicznie zjadającym 106 giga” i wymachując mi przed nosem odpowiedzią na pierwszą reklamację. Jasne, pewnie, ich system nigdy się nie myli, ich system zawsze wszędzie i o każdej porze wszystko taryfikuje poprawnie, a Ty płać ten jebany haracz, głupi kliencie! (bo jak nie to zatrudnimy komornika, o!)
W ogóle odnoszę wrażenie, że tej ostatniej reklamacji nawet nie przeczytali. W panel Orange Online zgłoszenie z reklamacją (którą wysłałem listem poleconym) natychmiast po umieszczeniu oznaczono jako “zamknięte”.
Tak więc teraz czekam, aż za poczynania “kochanego” operatora zabierze się Urząd Komunikacji Elektronicznej. 🙂
Dzisiejsza Ukraina
Tym razem pozwolę sobie na moim blogu wkleić wpis z jednej z grup na Facebooku, który właściwie w pełni oddaje to, co myślę o dzisiejszej Ukrainie vel banderlandzie oraz lizaniu banderowskiej dupy przez polskie media, władze i “elitę”.
Tak się zastanawiam, jak to jest, że dla polskich mediów polscy narodowcy to straszni faszyści, a GW chce pójść krok na przód i zdelegalizować ich. Jednocześnie w tej samej gazecie czytam wywiad z Anne Appelbaum (żona Zdradka Sikorskiego), która nawołuje wszystkich Polaków do wspierania ukraińskiego nacjonalizmu. W Polsce paczki z orzełkiem dla domów dziecka to przejaw faszyzmu. Natomiast naszywki SS i UPA na ramieniu ukraińskiego nacjonalisty, to jest polska racja stanu…
Jeśli nie popierasz Ukrainy zostaniesz nazwany przez lemingów faszystą lub ruskim agentem w środowiskach zbliżonych do Prawa i Sprawiedliwości. Tylko niech mi kto wytłumaczy dlaczego mam zgadzać się na to, aby na Ukrainie czczono Banderę, odpowiedzialnego za tysiące mordów na Polakach? Dlaczego miałbym zapomnieć o sadystycznych metodach na uśmiercanie moich przodków, którzy byli Bogu ducha winni? Dlaczego mam ich współczuć, gdy oni nie współczuli i nie okazywali litości dla starców i kobiet z maluchami przy piersi?
Gdyby Niemcy postanowili czcić Adolfa Hitlera i stawiać na jego cześć pomniki jestem pewien, że większość z Was szlag jasny trafił. Natomiast, gdy Ukraina pomnikami Bandery stoi, który tak samo przyczynił się do eksterminacji polskiej ludności co Hitler, to nikogo nie rusza…
Recenzja książki “OOBE. Drugie życie poza ciałem”
Któż z nas nie marzył, aby móc kiedyś przekroczyć pewną granicę i wejść do innego, niefizycznego świata? Któż z nas nie słyszał, dość niekiedy zaskakujących, historii o ludziach, którzy opuszczają swoje ciało i odbywają fascynujące podróże, nie tylko po fizycznym świecie?
Przeczytane i usłyszane tu i tam – między innymi w audycji „Rozmowy poza ciałem” jak również w słynnych książkach Roberta Monroe – historie o podróżach astralnych uruchamiają magiczne narzędzie zwane wyobraźnią i powodują, że wielu z nas – nieważne, czy świadomie czy też podświadomie – pragnie przeżyć podobną przygodę. To właśnie dlatego zaczynamy sięgać po takie książki, jak wydana niedawno „OOBE. Drugie życie poza ciałem” znanego z anteny Radia Paranormalium podróżnika astralnego, Roberta Noble.
Swoją książkę Robert Noble opublikował kilka lat temu w formie e-booka, teraz jednak, za namową zachwyconych jej treścią czytelników którzy pragnęli, aby zagościła w ich domowych biblioteczkach, wydał ją również w postaci drukowanej, z małą pomocą wydawnictwa Illuminatio.
Książkę tę od podobnych publikacji odróżnia to, że podane informacje autor przekazuje w sposób niezwykle przystępny. Nie jest to kolejna gruba „bela o gabarytach biblijnych”, jakimi raczą nas choćby autorzy amerykańscy. Książka zawiera przede wszystkim to, czego tak naprawdę potrzebuje OOBEnauta, zarówno początkujący, jak i zaawansowany. Mówiąc krótko, zawiera ona praktyczne wskazówki, jak wychodzić z ciała.
Książkę można podzielić na trzy zasadnicze części. W pierwszej Robert opisuje różne doświadczenia, pokazując czytelnikowi, jak to wszystko wygląda. W drugiej zapoznajemy się ze spisem rzeczy, które mają wpływ na wywołanie i przebieg naszej projekcji. Trzecia część – która, podejrzewam, najbardziej zainteresuje szczególnie początkujących OOBEnautów – opisuje różne metody, jakimi można wychodzić z ciała. Mamy tutaj pełen opis, począwszy od zasypiania ciała po dostrajanie zmysłów poza nim, podkreślona jest również niezwykle ważna rola wizualizacji.
Oprócz praktycznych porad, ćwiczeń, sposobów radzenia sobie z lękiem przed OOBE i zagrożeniami w astralu oraz eliminowania takich czy innych czynników utrudniających wyjście poza ciało (swoją drogą, czy ktoś zastanawiał się, na przykład, jak wyeliminować wybitnie zgubny wpływ na nasze doświadczenia pozacielesne tych wszystkich wróbli i innych ptaków hałasujących za oknem?), Robert Noble dzieli się również swoimi doświadczeniami, jakich doznał w nie fizycznym świecie. To właśnie te doświadczenia, jak również sposób przekazania cennych informacji sprawiają, że książka Roberta to taki trochę dziwny przewodnik, którego czytaniu towarzyszy prawdziwa, silna ekscytacja i pozytywne uczucie, które trudno określić słowami.
Dlaczego? Być może dlatego, że już czytając jego książkę (nawet jeszcze nie rozpoczynając ćwiczeń!) zaczynamy obcowanie z czymś nowym, nieznanym, czymś co przekracza nasze dotychczasowe ramy rozumowania.
Jak już wspomniano wcześniej, książka jest napisana prostym, lekkim, przyjemnym i niezwykle przystępnym językiem, co sprawia, że pożytek z niej będą mieli zarówno początkujący jak i zaawansowani OOBEnauci. Autor ani przez moment się nie wywyższa, nie próbuje pokazywać, że to on jest tym, który potrafi coś więcej niż czytający jego publikację.
Wydaje się, że najważniejszym, co z książki Roberta Noble może wynieść każdy czytający, jest MOTYWACJA. Motywacja do spróbowania, motywacja do ćwiczeń, motywacja do przełamania swoich lęków i przeżycia czegoś niezwykłego, a w końcu – motywacja do zmienienia samego siebie. Na lepsze.
Polecając tę książkę na łamach naszej strony mogę Wam zagwarantować, że gdy już zapoznacie się z jej treścią, nie będziecie żałowali ani sekundy poświęconej na jej przeczytanie.
“Rzeź wołyńska” na stole, czyli skandal w Kijowie
Całkiem niedawno przez polskie media, głównie te “mniej mejnstrimowe”, przewaliła się burza związana z pewnym happeningiem, jaki ostatnio miał miejsce w Kijowie. Cytat za portalem Kresy.pl:
Podczas happeningu w kijowskim lokalu Bar Hot, gdzie wręczono prześmiewcze nagrody “Watnika Roku”, jednym z serwowanych poczęstunków było mięsne danie, któremu nadano nazwę “rzeź wołyńska”.
W menu podczas rozdania “nagród” znalazły się także takie dania jak “odeski dom związków zawodowych” (w maju 2014 żywcem spłonęło tam kilkadziesiat osób) – mięsny burger czy też potrawa “zgwałcona emerytka”.
W happeningu brała udział Jelena Wasiliewa – założycielka grupy informacyjnej Gruz-200 (“Gruz-200” to potoczne określenie zwłok żołnierzy transportowanych z frontu do kostnicy), mającej ujawniać udział wojsk rosyjskich w wojnie na Ukrainie wschodniej.
Na deser podano tort w kształcie dziecka, które leży na rosyjskiej fladze.
“Watnik” to z kolei potoczne określenie osoby bezkrytycznie wierzącej w rosyjską propagandę. Rozdanie “nagród” miało być wyśmianiem ruchów prorosyjskich i propagandy na ich usługach.
Nie podano, kto był organizatorem happeningu, jednak mając na uwadze nazwy potraw, jakie zagościły na stole, należy domniemywać, że jest to ktoś powiązany z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów.
Od razu rozgorzała dyskusja, w której głosom mówiącym o hańbie i śmianiu się w twarz ofiarom mordów dokonanych przez UPA przeciwstawiane są “argumenty” pod tytułem olać to, to tylko zabawa.
A ja wam powiadam – nie, nie olewać, tylko domagać się ukarania organizatorów i uczestników tego wydarzenia, i to z całą surowością! Albowiem nie można przechodzić obojętnie obok naśmiewania się z ludobójstwa a także morderstw i innych ciężkich przestępstw dokonywanych w sposób zaplanowany, zorganizowany i z premedytacją.
Niestety, nie oczekiwałbym jakiejkolwiek reakcji ze strony polskiej dyplomacji czy w ogóle przedstawicieli władz RP. Głównie dlatego, że wśród “naszych” “włodarzy” poinstalowało się pełno agentów pochodzenia ukraińskiego, działających na szkodę Polski i wypełniających polecenia zwierzchników z ukraińskich organizacji nazistowskich (nie nazywam ich nawet narodowcami – nie można nazwać narodowcami gloryfikatorów i dupolizów nazistowskich zbrodniarzy). Dowody? Ależ owszem, są! Co najmniej jeden, i to bardzo mocny – a jest nim uchwała Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów z początku lat 90-tych o stosunkach polsko-ukraińskich po “przemianach ustrojowych”. Polecam lekturę polskiego tłumaczenia tego dokumentu. Może wtedy niektórzy przejrzą na oczy i przestaną “wspierać Ukrainę”.
Ocenianie rządu jako kolejny w tym kraju temat zastępczy
Niedawno minęło 100 dni od zaprzysiężenia rządu (nazywanego też gabinetem kolesi) pani premier Ewy Kopacz. Jak tradycja nakazuje, media przy tej okazji kontynuują wyjątkowo moim zdaniem głupi i pozbawiony jakiegokolwiek większego sensu zwyczaj “podsumowywania pierwszych 100 dni rządu”.
Ja się pytam, jak można podsumowywać pracę rządu, który nie zdążył jeszcze niczego zrobić? Przecież 100 dni w polityce to jest tyle co nic. No chyba że chcą podsumowywać wpadki wizerunkowe pani premier, bo tych w tak krótkim czasie Ewa Kopacz zdążyła zaliczyć co najmniej kilka.
Odnoszę wrażenie, że te podsumowania pierwszych 100 dni pracy rządu stały się w naszym kraju kolejnym tematem zastępczym. Bo po co mówić czy pisać o kłopotach ludzi w Polsce, o aferach i innych rzeczach, skoro można zaangażować armię publicystów i ponazapraszać gości i całymi godzinami “podsumowywać” pracę dopiero co przecież powołanego organu władzy?
Archiwum
- Grudzień 2019
- Listopad 2019
- Październik 2019
- Wrzesień 2019
- Sierpień 2019
- Czerwiec 2019
- Maj 2019
- Kwiecień 2019
- Luty 2019
- Grudzień 2018
- Październik 2018
- Wrzesień 2018
- Kwiecień 2018
- Maj 2017
- Kwiecień 2017
- Marzec 2017
- Luty 2017
- Grudzień 2016
- Kwiecień 2016
- Marzec 2016
- Październik 2015
- Wrzesień 2015
- Lipiec 2015
- Czerwiec 2015
- Maj 2015
- Kwiecień 2015
- Marzec 2015
- Luty 2015
- Styczeń 2015
- Grudzień 2014
- Listopad 2014
- Październik 2014
- Wrzesień 2014
- Lipiec 2014
- Czerwiec 2014
- Sierpień 2012
- Luty 2012
- Styczeń 2012
- Grudzień 2011
- Listopad 2011
- Sierpień 2011
- Maj 2011
- Kwiecień 2011
- Luty 2011
- Grudzień 2010
- Październik 2010
- Lipiec 2010
- Czerwiec 2010
- Kwiecień 2010
- Marzec 2010
- Luty 2010
- Styczeń 2010